Od jakiegoś czasu chodziła za mną frywolitka. Strasznie podobają mi się
serwetki robione tą techniką. Niestety nikt z rodziny, ani ze znajomych
się tym nie zajmuje. Razem z moją koleżanką postanowiłyśmy nauczyć sie
tej techniki z kursów prezentowanych w internecie i książkach. Szczerze
mówiąc to jest droga przez mękę. Na szczęście po wielu supłach,
kilkudzieisęciu cm zmarnowanego kordonka i kilku rzutach czółenkiem,
udało mi się zrobić tyle:
Zdjęcie kiepskiej jakości, ale nie udało mi się zrobić lepszego. :)
Jestem ogromnie szczęśliwa, że udało mi się już załapać o co chodzi. :)
Teraz tylko trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, a może
niedługo pokaże jakieś frywolitkowe cudo. :P To niesamowite jak takie
małe sukcesy potrafią dodać człowiekowi skrzydeł i motywacji do
działania. :P A wszystko dzięki Karolinie, mojej robótkowej koleżance i
jej determinacji. :) Teraz zmykam pomęczyć jeszcze moją frywolitkę. :)
Następny wpis będzie hafciarski. :) Uzbierało mi się trochę prac do pokazania. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz